Jest to, ni mniej ni więcej, blog o prezentach. Nikt jednak nie powiedział jakiej natury prezenty owe miałyby być. Dziś chciałem wam opowiedzieć o takim jednym nietuzinkowym podarku. Historia jego będzie w dwóch postach. Nie owijając więcej w bawełnę – będzie to historia o Teneryfie.
Piękne miejsce, zaprawdę, lecz nie jedne z wielu “Majorek” czy innych “Mieln”. To miejsce w którym można się zwyczajnie zakochać. Wyspa dzieli się na część północną i południową. Różnica w klimacie – południe suche, pustynne i gorące; północ deszczowa, tropikalna, zielona. Dla każdego coś miłego. Temperatura powietrza waha się od 21 do 32 stopni Celsjusza. Woda ma odpowiednio: 19 – 26 stopni. Czyli przez okrągły rok możemy się bezkarnie wygrzewać. Plaże kamienno – piaszczyste. Począwszy od El Medano przez Playa del Duque, skończywszy na Playa Teresitas.
Jeszcze parę słów o samej wyspie. Teneryfa należy do archipelagu Wysp Kanaryjskich. Jest hiszpańska więc monetą władną jest Euro, obowiązuje tu także układ z Schengen – wystarczy paszport. Świetne ceny dla elektroniki, piwko za około 5 Euro.
O jakim prezencie więc tu mowa? Coś mi si widzi, że chyba o wycieczce na Teneryfę. Kiedy bukować? Jak najwcześniej. Na kiedy? Obojętnie, tam cały czas ciepełko. Dlaczego zakochać? Bo tu się naprawdę odpoczywa. Jest egzotycznie, ale to nie Afryka – czysto i europejsko. Powoli, ale nie flegmatycznie – daleko stąd do Grecji. Wyszaleć i odmóżdżyć jak codzień – na szczęście to nie zaśmiecona Ibiza.
Więcej zdjęć nie umieszczam. Wystarczy w wyszukiwarce wpisać “Teneryfa”.
Acha, i uważajcie na niemieckich emerytów. Sporo tam wycieczek: “Przylecieć na Teneryfę i umrzeć”.
Kupisz w sklepie: zapytaj w najbliższym biurze podróży.
Cena: od złotówki ;].