Poznań nie tylko Targami stoi. Nie jest znany tylko i wyłącznie z wioślarstwa, Malty, Lecha, czy Koziołków. To miejsce o ogromnym potencjale, pełne żywych i przedsiębiorczych, ale i lubiących się bawić ludzi. Mikstura pracowitości, zorganizowania i witalności.

Ostatnio Poznań zaskoczyła pewna nominacja i związane z nią, jak wcześniej myślano, lokalne zmiany kadrowe. Szefową Warty Poznań została Izabela Łukomska – Pyżalska. Resume tejże Pani jest dosyć bogate, zważywszy choćby na fakt, iż jako jedna z niewielu Polek może się pochwalić znajomością z Hugh Hefnerem. Ale, że klubikiem zajęła się mizernym (walczy o utrzymanie w pierwszej lidze) potraktowano całe to zdarzenie, jako ciekawostkę medialną. Nic bardziej mylnego. Pani Łukomska – Pyżalska postanowiła ostro wziąć się do roboty.

Warta zaczęła być rozpoznawalna. W sobotę 26 lutego w Kinepolis urządzono galę, na której zaprezentowano odmieniony klub. Zawodnicy pokazali się w skrojonych na miarę garniturach z emblematami klubu, prym wiodła nowa Pani Prezes. Wydarzenie się udało ? o klubie zaczęło się robić coraz głośniej. Genialnym pomysłem było wykorzystanie motywu Dnia Kobiet. W popularnym Starym Browarze można było spotkać elegancko ubranych zawodników rozdających paniom tulipany. Pomysł według mnie super ? prosty, ale o niesamowicie mocnym przekazie. W międzyczasie na strony klubu wrzucono także zdjęcia z niedawnych sesji fotograficznych.  

O skuteczności opisanych działań mogliśmy się niedawno przekonać. Na mecz z GKS-em Katowice zaproszono niemalże wszystkich poznaniaków. I co się okazało? Odzew przerósł najśmielsze oczekiwania. Wcześniej na mecze Warty chodziło około dwóch tysięcy ludzi. Tym razem pojawiło się ich ponad dwadzieścia! Kibiców było tak dużo, że niemalże zablokowaniu uległa cała południowo ? zachodnia część miasta.

Całe wydarzenie jest dla mnie czymś wspaniałym. Nie chodzi tu o całą tę otoczkę marketingową i o reakcję ludzi. Sukcesem jest dla mnie to, że na mecz przyszło masę, ale to masę rodzin z dziećmi. Od takich małych, do kilkunastoletnich. Z proporczykami, balonikami. Dzięki temu wydarzeniu udało się uświęcić nie tylko sam klub, czy tradycyjną z rosołem niedzielę. Okazało się, że na mecze można chodzić nie czując się zagrożonym, nie bojąc się o nadmierną agresywność czy obelżywość kibiców. Po raz pierwszy chyba w tej części Polski pokazano, że mecz może być wydarzeniem rodzinnym. Takim ze spacerem na świeżym powietrzu, takim z domową atmosferą. Bez napięć, zgrzytów i animozji.

I wiecie, co mi się w tym wszystkim najbardziej podoba? Że jest to zasługa nowej Pani Prezes. Przyszłość na pewno zweryfikuje dalsze działania klubu, ale dobrze, że w końcu pojawił się ktoś, kto zaprezentował europejskie standardy także w dziedzinie organizacji imprez sportowych. Bo, jak się okazuje, na Lecha Poznań w tej materii dalej niestety nie ma co liczyć.

Gdzie: w Poznaniu

Artykuły podobne